niedziela, 28 stycznia 2018

Początek historii: "Słowem ogółu"

Prolog
  



~~*~~
  depresja zabrała ze sobą zdecydowanie za dużo istnień i zniszczyła niewinne dusze zdecydowanie zbyt wielu osobom. Z całego mojego potarganego serca, nienawidzę tego gówna. Zabrała mi za dużo energii, uczuć, siły, chęci i całe światło. 
A teraz muszę uczyć się jak posklejać pokrzywdzone przez jej szpony, duszę i serce...



...tak niewinnej i delikatnej osoby.

Często zadaję sobie pytanie: "Dlaczego to właśnie mnie musiała złapać? Czym zasłużyłam na tyle cierpienia i bólu?". Nie miałam na to wpływu i teraz wiem, że niczemu nie byłam nigdy winna. Smutną prawdą jest fakt, że jestem zbyt wrażliwą na otoczenie kobietą. Od małego byłam aż nadwrażliwa i na wszystko reagowałam bardzo emocjonalnie. Podobnie jest też z odczuwaniem wszelkich bodźców, zawsze wszystko czułam aż nad normę. Myślę, że to właśnie to jak krucha byłam i jestem, doprowadziło mnie do spotkania z ciemnością depresyjnego odbicia.

Jako dziewczynka nie miałam w życiu kolorowo i szczęśliwie.  W domu zawsze była masa problemów i wszechobecnej złej aury. Krzyk często odbijał się o ściany mieszkania i przyprawiał o smutne drżenie małej duszy. Czułam, że jestem oddalona od rodziców i jako dziecko ciężko było mi pojąć dlaczego. Chociaż może nie do końca miałam świadomość, że to się dzieje. Kochałam ich i nie rozumiałam wielu rzeczy.
Jednak przez długi czas, byłam uśmiechniętym i spokojnym dzieckiem. Lubiłam przebywać w otoczeniu rówieśników i zarażać ich dobrą energią. Byłam małym promyczkiem, który uwielbia zabawę wyobraźnią. Często potrafiłam wybiegać poza wszelkie kanony rozumu i stwarzać w swojej głowie niesamowite przygody i obrazy. Tak, moja wyobraźnia jest naprawdę super, myślę, że jest sporo ponad umysły wielu osób. To tak, nawiasem mówiąc. 

Wracając do domu - chciałabym dodać, że na nieszczęście, jego stałym bywalcem był/jest alkohol. Myślę, że wielu z Was ma świadomość co potrafi zdziałać i jak wiele potrafi zniszczyć. Tak niestety było w moim przypadku. Wszystko co działo się w domu, zaczęło z czasem odbijać się na mnie.
Wydaje mi się, że wręcz niemożliwym by było, gdybym w takich warunkach miała wyrosnąć na dojrzałą i pewną siebie kobietę. Nie, to po prostu było niemożliwe.
Sami pomyślcie. Czy dziewczynka, która nie słyszy dobrych słów w swoją stronę, której nie poświęca się odpowiedniej ilości czasu, na którą spada fala krzyku, czasem nawet pięści...ma jakiekolwiek szanse na stanie się w przyszłości kobietą pewną siebie?
Nie. Nie ma.


Podsumowując, dotarłam do momentu, gdzie nie potrafiłam spoglądać w lustro, nie miałam jakiejkolwiek wiary w siebie, nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi i uciekałam do robienia sobie krzywdy, karząc się za to co mnie spotkało - a przecież nigdzie nie było mojej winy.  I oczywiście to wszystko nie stało się jednocześnie, a było tkane przez lata mojego życia. 
Jako malutka dziewczynka mogłam częściej i bardziej niż "śliczna", "kochana" czy "urocza", słyszeć - "rozczarowująca", "nie zdolna do niczego", "zła" czy "gruba"...
Nie chciałabym, żeby to wyglądało tak, jakby rodzice potrafili mnie tylko krytykować i wmawiać mi, że jestem złym dzieckiem.  Chodzi bardziej o to, że nie dali mi wystarczająco dużo ciepła i nie stworzyli dla mnie odpowiednich fundamentów, na których mogłabym wybudować własne ja. Chociaż moja Mama naprawdę starała się być jak najlepsza, niestety zło, problemy, które siedziały w ojcu i alkohol, który go opanował były po prostu silniejsze. Mama w końcu straciła swoje siły do walki, pochłonięta swoim nieszczęściem. Ona sama na swój sposób też została bardzo pokrzywdzona i nie była w stanie uratować i uchronić mnie przed ciemnością. Nie mam Jej tego za złe. To do ojca mam ogromny żal i nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć mu to, w którą stronę życia mnie popchnął i co zrobił z moją psychiką. Nigdy nie usłyszałam od niego: "Jestem z ciebie dumny, księżniczko!" czy "Ślicznie wyglądasz córeczko". Nauczył mnie krzyku, nienawiści...w tym do samej siebie. Cóż może myśleć dziecko, na które podnosi się ręce?  Jak może akceptować to jakie jest, skoro nie zostało zaakceptowane przez najważniejsze osoby?
Dlatego tak łatwo było mi wierzyć w przykre słowa kierowane w moją stronę, a z czasem nie byłam już w stanie uwierzyć w te dobre. 


Nie dostałam zbyt wiele miłości, żeby pokochać samą siebie, a nienawiść była pierwszym demonem, którego spotkałam na swojej drodze.  


Kiedy stałam się nastolatką, miałam wystarczająco dużo świadomości tego, co dzieje się wokół mnie. Czułam, że brakuje mi wielu podstawowych do życia emocji, czy uczuć. Czułam się niekompletna i inna. Nie potrafiłam odnajdywać się w wielu normalnych sytuacjach, czując utratę zdolności chociażby do dialogu, czy bycia w czyimś towarzystwie. I tak spotkałam drugiego demona - samotność - w której znajdywałam pewnego rodzaju nić zrozumienia i współczucia. Byłam sama, wiedziałam co siedzi w środku mojej osoby i mniej więcej potrafiłam nazwać swój smutek i żal. Przecież byłam dla wszystkich rozczarowaniem, do niczego się nie nadawałam. Byłam obrzydliwa i przecież właśnie na to zasługiwałam. I wydaje mi się, że w tym braku pojęcia, dlaczego czuję się coraz gorzej i czemu wszystko jest takie szare, byłam po prostu jedyną osobą, która była w stanie jakkolwiek zrozumieć uczucia, które się we mnie kłębiły. Aż w końcu doszłam do momentu, gdzie samotność była dla mnie kompletnie naturalna i nie widziałam w niej nic złego. Samej było mi najlepiej, bo nie mogłam odczuwać krzywdy i nienawiści ze strony całego świata. Schematy i szablony, które były mi wpajane od dziecka, doprowadziły mnie do tak okrutnych na swój temat myśli.
A potem doszło do tego, że krzywdę i nienawiść kierowałam sama do siebie - bo przecież tego się nauczyłam do tego czasu. To stało się bardzo proste: "Zasługujesz na ból i nienawiść, bo jesteś nic nie warta i nikt Cię nie potrzebuje".  To przykre, że od życia nauczyłam się tak wiele złego względem siebie, że nikt nie pokazał mi właściwej drogi i nie pomógł mi odpowiednio rozwinąć swojego myślenia.

Trzecim demonem był ból. Pojawiał się w różnych formach. Naprawdę różnych. Stanęłam na swojej drodze w miejscu, gdzie przede wszystkim boli mnie moje życie. Wylałam tak ogromny ocean łez, czując jak bardzo złą osobą jestem i jak bardzo jestem niekochana. Bolało mnie, że nikt nie jest w stanie mi pomóc, bo nikt nawet nie chce mnie rozumieć. Nikt nigdy nie próbował. Rodzice, rodzina, znajomi. I cholernie bolesne było to, że wtedy czułam się za to winna. Dlatego, swój ból chciałam jeszcze bardziej przelać na swoją kruchą osobę. Zaczęłam robić sobie krzywdę, rozcinając skórę w różnych, mało widocznych miejscach. To była po prostu najłatwiejsza forma wyrzucenia złych emocji i z czasem, stała się regularną czynnością. To było coś, w czym nawet na chwilę byłam w stanie znaleźć ukojenie i spokój.

Z czasem miałam tego naprawdę cholernie dość i nie umiałam już z tym wytrzymać. Czułam się coraz bardziej pusta i czułam się po prostu niczym. Dobro we mnie nie istniało. Jakiekolwiek pasje, czy jakiekolwiek przyjemności...nie. Nie było nic, poza moimi demonami. Zaczynały mnie zjadać z każdej strony.
Kiedy patrzę na to z tego miejsca, bardzo mnie to boli.
 Były momenty, w których gotowa byłam odebrać sobie życie i skończyć z samotnością, nienawiścią i bólem.. 


Wiecie, ile to trwało?  
Około siedmiu lat.  


Teraz zaczęłam dwudziesty trzeci rok swojego życia. 
Teraz mam przed sobą światło, które prowadzi mnie w stronę oczyszczenia duszy z tych wszystkich bardzo złych przeżyć i emocji.
Teraz już nie jestem sama. Teraz mam ludzi, którzy walczą ze mną o moje życie i mnie tutaj trzymają. Ludzi, którzy prawdziwie mnie kochają, uczą mnie kochać siebie.
Chcę być w końcu wolna i czysta.
Chcę być Panią swojego umysłu i jedyną, która ma nad nim kontrolę.
Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale nie zatrzymam się.
Wiem, że na końcu tej drogi, zacznie się moje prawdziwe życie






______________________________________________________________________________





    Zaczęłam swoją historię, tworząc swego rodzaju ogół mojego życia od początku, do pewnego momentu. Chciałabym z czasem skupić się na poszczególnych rozdziałach i za pomocą historii przekazać Wam, co potrafi człowieka doprowadzić to tak smutnego stanu, zrujnować go. Zarówno jak jest małym dzieckiem, nastolatkiem czy dorosłym. Wiek nie ma znaczenia. Wszystkie sytuacje w naszym życiu, sprowadzają się do czegoś. Jeżeli ktoś przestaje sobie radzić z czymkolwiek co jest dla niego ciężkie, niewygodne, smutne...łatwą drogą może znaleźć schody, które prowadzą prosto w ramiona depresji.  Chciałabym, żeby społeczeństwo nauczyło się patrzeć. Uwrażliwić w tym temacie masę osób i nauczyć ich, co w danych sytuacjach można robić.
     Mówiąc wprost: chcę rozpruć dla Was całe moje życie, żebyście na "żywym przykładzie" nauczyli się pewnych reakcji, odczuć i chęci. Chcę w ten sposób pomóc i sobie i Wam. Jednak ważne tu są też Wasze chęci do zrozumienia tego i naprawdę chciałabym, żeby ta "relacja" była obustronna. Gdyby znalazła się choć garstka osób, którym pomogę zrozumieć ten świat, byłabym naprawdę szczęśliwa. Jeżeli dzięki mojej opowieści, czyjeś życie zostałoby uratowane czy rozjaśnione, to przysięgam..to byłoby dla mnie coś niesamowicie budującego.


    Bardzo możliwe, że to co napisałam wyżej może być trochę chaotyczne i niezrozumiałe. Wybaczcie mi, dopiero zaczynam i pracuję nad formą tego bloga. Pierwsze kroki zazwyczaj są trudne, a ja sama muszę odkryć co i jak powinnam robić, żeby wszystko było klarowne i przyjemne dla oka, a przede wszystkim - zro zu mia łe. Myślę, że cały blog nie będzie jednym długim opowiadaniem, bo chciałabym również skupić się na konkretnych problemach, ze strony bardziej normalnej, miejscami może nawet formalnej.
     Mam nadzieję, że nie odstraszyłam Was niczym i będziecie czekać na kolejne wpisy.


  •      Dbajcie o siebie i dostarczajcie swojemu organizmowi odpowiednich witamin. 
  •      Powiedzcie komuś, że Go kochacie. 
  •      Uśmiechnijcie się. Teraz!




Mam dziś za sobą całkiem dobry dzień, wiecie? Dobrze jest widzieć swoje kroki w dobrą stronę i czuć na ciele powiew motywacji i dobrej energii. Uwielbiam czuć, jak rośnie we mnie siła i chęć do zmian na lepsze. Niech to nie znika, błagam. 
Dobrze jest sprawiać drugiej osobie radość, czerpię z tego naprawdę wiele dobrej energii. Chcę powodować uśmiech na twarzach moich bliskich i ludzi wokół mnie. To samej mi daje powód do uśmiechu. Chcę rozsiewać w swoim życiu radość i pozytywne myślenie. Tak tak tak!
Nie chcę się zatrzymywać. 
Nigdy.
Już się nie zatrzymam.




All.
  

3 komentarze:

  1. AlwaysBeWithYou28 stycznia 2018 02:47

    Nie odstraszyłaś, a wręcz zachęciłaś do poznania tej choroby!
    Bardzo chcę ją zrozumieć i nauczyć się jej.
    Dziękuję za ostatni akapit, cieszę się, że miałaś dobry dzień i oby coraz więcej takich! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Depresja to bardzo powszechny problem. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że to ich dotyka, a Ci którzy o tym wiedzą - ukrywają, bo nie wiedzieć czemu jest to wstydliwy problem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odwaznie, ze chcesz ludziom opowiedziec o depresji, w ten sposob inni moga zrozumiec chorobe, i tez Ty mozesz lepiej sie poczuc wypisujac wszystko, co w Tobie siedzi.

    Mam nadzieje, ze sobie z tym poradzisz ;* Trzymaj sie <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń